COŚ NA PROGU #1
numer marzec-kwiecień 2012
WYDAWNICTWO DOBRE HISTORIE
Liczba stron: 64
Dziś słów kilka o Cosiu, czyli o
nowym magazynie, który właśnie trafił na półki sklepowe.
10 SEKUND, CZYLI POTĘGA
PIERWSZEGO WRAŻENIA
Pierwszy numer magazynu grozy
„COŚ na progu” wizualnie prezentuje się naprawdę dobrze. Ale czy klimatyczna okładka
wystarczy, by przyciągnąć potencjalnych czytelników? Mały format COSIA wyraźnie
kontrastuje z konkurencją (mówię zarówno o Nowej Fantastyce, jak i o upadłym -
panieświećnadjegoduszą - SFFiH), a wysoka cena (8,90) może odstraszyć. Tym
bardziej, że w środku nie doświadczymy kolorowych stron, a jak wiadomo,
współczesnym światem rządzi kult obrazka.
Przypominam sobie poprzednie
pismo, w jakie zaangażowany był Łukasz Śmigiel. Lśnienie kosztowało złotówkę
więcej, a na pierwszy rzut oka prezentowało się o wiele lepiej.
Dobra, koniec marudzenia, czas
wziąć się do lektury!
POKAŻ KOTKU, CO MASZ W ŚRODKU
„COŚ” to 64 strony tekstów,
artykułów i opowiadań, urozmaiconych czarno-białymi ilustracjami. Artykuły są
dobre, niektóre nawet bardzo - tu ukłony w stronę Michała Żółcińskiego za tekst
o Munchkinie; w życiu nie interesowały mnie karcianki, nawet zastanawiałem
się, czy by sobie tego artykułu nie odpuścić, a tu proszę, miła niespodzianka.
Absolutnie zachwycił mnie tekst o Bizarro Fiction - naprawdę świetnie
się ubawiłem, polecam, mindfuck gwarantowany. Ciekawostką jest także
pseudowywiad (w sensie: to raczej zbiór wypowiedzi, swoisty antywywiad) z
medykami sądowymi - pozwala skonfrontować nasze wyobrażenie o śledztwach (ukształtowane
przez procedurale pokroju CSI), z rzeczywistością. Ujął mnie również felieton
Marcina Wrońskiego, poświęcony lękom i strachom - sympatyczny,
bezpretensjonalny, zakończony ciekawą puentą.
BYŁO MIŁO, ALE SIĘ SKOŃCZYŁO
Autorzy COSIA nie wystrzegli się
kilku błędów, które mnie, czytelnika, nieco zniesmaczyły (kurde, jakie to
brzydkie słowo - „zniesmaczyły”; jak ze słownika jakiejś podstarzałej matrony,
ale co tam).
Po pierwsze: zupełnie zbiła mnie
z tropu ilustracja przedstawiająca... Naruto Uzumaki’ego, zamiast ilustracji z
omawianej w tekście mangi Uzumaki. Niby głupi błąd, ale razi - jakby twórcy
nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, co publikują w magazynie.
Kolejna rzecz: artykuł S. T.
Joshiego na pierwszej stronie. Osoby nie zaznajomione z tematem odpadają od
razu, bo tekst wyraźnie adresowany jest wyłącznie do wielbicieli Lovecrafta. W
innych artykułach na szczęście tego nie uświadczymy. Uważam jednak, że tekst
Joshiego powinien być przesunięty gdzieś w głąb pisma - wtedy nie raził by na
wstępie i nie zniechęcał do dalszej lektury pisma tych, którzy o twórczości
Lovecrafta nie mają bladego pojęcia.
CHODŹ, OPOWIEM CI BAJECZKĘ
COŚ to również dwadzieścia stron
fikcji literackiej. Przez opowiadanie Edwarda Lee nie udało mi się
przebrnąć - może to wina tłumaczenia, a
może to ja jestem ignorantem? Ale za to nowela Grabińskiego - cud, miód i
orzeszki, niesamowicie nastrojowy utwór, aż zachęcił mnie, żeby w przyszłości
zapoznać się z innymi utworami naszego polskiego Poe'go. Wiersz samego
Lovecrafta również pozostawił po sobie raczej pozytywne wrażenie.
A! I plus dla Wydawnictwa Dobre
Historie za organizację konkursu poetyckiego! Liryka umiera, warto ją promować!
ŁADNE RZECZY!
No i wracamy do kwestii szaty
graficznej. Wnętrze Cosia jest ładne, schludne i uporządkowane. Nie doświadczymy
tu graficznego misz-maszu, jaki oferowało LŚNIENIE; tu wszystko oparte jest na
jednakowym szablonie - za to plus, estetyka jest ważna!
JESTEM NA TAK
COŚ to dobre pismo - bo o
wartości pisma decyduje poziom tekstów i ich wartość merytoryczna, a tego COSIOWI
na pewno odmówić nie można. Artykuły pisane są z pasją, przystępnym językiem i
potrafią czytelnika zainteresować, przykuć uwagę, na chwilę wyrwać go z
rzeczywistości.
Kolejny numer poświęcony będzie tematyce
retro. Dla fanów steampunku pozycja obowiązkowa. Ja fanem steampunku nie
jestem, ale magazyn kupię (stać mnie, a co!), a nuż mnie do tego nurtu
przekonają.
No, to by było chyba na tyle.
COSIA szukajcie w salonikach Inmedio i Kolportera, na Allegro oraz na stronie
Wydawnictwa Dobre Historie.
POLECAM!